„LA STRADA” Pasjonat, wielbiciel cyrkowej tandety a zarazem człowiek przez wielu nazywany geniuszem filmu, zdobywca pięciu Oscarów, który nieraz stał na krawędzi bankructwa, słynny kobieciarz, który z jedną żoną przeżył pół wieku – postać Federica Felliniego - reżysera i współtwórcy scenariusza „La Strady” odbiega od utartych schematów, podobnie jak jego filmy. Akcja filmu toczy się w zniszczonych, biednych, powojennych Włoszech. Wędrowny siłacz-cyrkowiec Zampano (w tej roli Anthony Quinn) kupuje Gelsominę (Giulietta Masina – żona reżysera) jako pomocnicę. Wędrują po całej Italii zarabiając na życie – Zampano dla uciechy publiczności rozrywa żelazne łańcuchy na swojej klatce piersiowej, Gelsomina asystuje mu, zbierając pieniądze. Gdy jednak Zampano zaczyna pić, oraz okropnie ją traktować, w Gelsominie budzi się oczywista dla nas chęć ucieczki. Przełomowym momentem filmu okazuje się scena rozmowy Gelsominy z Szalonym - to w tym momencie odkrywa ona sens swojego życia – za wszelką cenę chce pomóc Zampano, decyduje się trwać przy nim, odrzucając zarazem propozycję wyjazdu z Szalonym. W końcu, w wyniku zbiegu różnych wydarzeń Zampano porzuca dziewczynę. Dopiero w ostatniej scenie (na plaży) coś w nim się przełamuje – wcześniej Zampano cały czas pogardzał Gelsominą. W tej scenie otwartą kwestią pozostaje, czy Zampano rozpacza z powodu wszystkich swoich przewinień (pijaństwo, wykorzystywanie naiwnej, zagubionej Gelsominy, bijatyki, morderstwo) i osiągnięcia dna czy przeciwnie – nawraca się i postanawia poprawić. Tak można streścić „La Stradę”, ale jest to tylko ogólny szkic. Ale żeby zrozumieć, co chciał nam przekazać reżyser, musielibyśmy każdą scenę rozłożyć na elementy składowe, i dopiero wtedy wyciągać wnioski. Należy zwrócić szczególną uwagę na dosłownie wszystko – pantomimę przerysowanych postaci, pejzaże, scenografię, światło - na każdy szczegół. Wtedy mamy szansę odkryć, że film ten nie jest nudną historią wędrówki Zampano oraz Gelsominy, ale jest opowieścią o potrzebie i różnych obliczach miłości, ale też o tym co w nas tkwi: o dobru, złu, ukrytych głęboko skłonnościach, konfrontacji ideału z rzeczywistością oraz naszej na to reakcji. Muszę szczerze przyznać, że zaraz po obejrzeniu "La Strady" też postawy i zachowania obu bohaterów (a szczególnie Gelsominy) były dla mnie zagadkowe. Dopiero po pewnym czasie i ponownym obejrzeniu filmu jakoś to sobie poukładałem. Film ten jest odzwierciedleniem powszechnie znanej miłości Felliniego do sztuki cyrkowej, wielokrotnie wspominanej w jego biografiach - ponoć mały Fellini uciekł kiedyś ze szkoły do cyrku i troszkę z pewną trupą powędrował. Po powrocie do szkoły nauczycielka nazwała go ‘klasowym błaznem’ – co po latach Fellini uznał za największy komplement na swój temat, jaki kiedykolwiek usłyszał. Tandetny świat cyrkowej blagi, klownów i woltyżerek wydawał mu się nieziemsko piękny. Do końca życia pozostał niewolnikiem uszminkowanych błaznów, co widać w jego całej twórczości. Wychwytywał z widowiska cyrkowego wszystko to, co ponure, posępne i przerażające – właśnie te elementy najbardziej go fascynowały. Jego kolejny film „Klowni” miał ukazać jako symbol dramatu cyrku, potworności i infantylnych obaw. Wielokrotnie natknąłem się na opinie, iż "La Strada" jest cudowny, wzruszający, zmuszający do refleksji, a nawet, że jest arcydziełem na wskroś poetyckim, „ekspresyjną parabolą o dwóch wędrujących w kierunku zbawienia duszach”; to właśnie na potrzeby tego filmu krytyka ukuła nowy termin - 'realizm magiczny'. Na szczególną uwagę zasługuje muzyka, stworzona przez Nino Rotę, dzięki której zdobył rozgłos. Od tego właśnie filmu datuje się współpraca obu geniuszy przerwana śmiercią kompozytora w roku 1979. Film zdobył najwyższe nagrody, jak: Oscara za najlepszy film obcojęzyczny (1957), Srebrnego Lewa(1954), był nominowany do Oscara także za najlepszy scenariusz oryginalny, zaś Giulietta Masina była nominowana do nagrody BAFTA w kategorii najlepsza aktorka. (Piotr Leżoń 21826 4MKDR-TI-SZL)